– Jeszcze niedawno, za rządów prezesa Łukasza Sadego pan Marian był traktowany niczym persona non grata, odstawione na boczny tor piąte koło u wozu. Przyjął ten fakt z pokorą, choć w głębi duszy było mu na pewno przykro. W ostatnich katach siedział schowany gdzieś na pierwszym wirażu wśród znajomych, pomiędzy kibicami, którzy co rusz do niego przychodzili, aby podpytać o zdrowie i porozmawiać o żużlu. Czasami żartowano, że najpierw jest Unia, a potem dopiero żona.